Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Dziasiek z miasteczka Wilga. Mam przejechane 27402.93 kilometrów w tym 258.80 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.05 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl


Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Dziasiek.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Po Polsce

Dystans całkowity:7174.62 km (w terenie 138.00 km; 1.92%)
Czas w ruchu:391:49
Średnia prędkość:18.31 km/h
Maksymalna prędkość:75.00 km/h
Suma podjazdów:11592 m
Liczba aktywności:52
Średnio na aktywność:137.97 km i 7h 32m
Więcej statystyk
  • DST 104.23km
  • Czas 06:10
  • VAVG 16.90km/h
  • VMAX 61.34km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Sprzęt Rosynant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zlot - dzień 3

Sobota, 30 czerwca 2018 · dodano: 08.07.2018 | Komentarze 2

Dziś jedziemy na pustynię Błędowską i do Kuźniczki przez Koksownię Przyjażń.


  • DST 275.49km
  • Czas 13:37
  • VAVG 20.23km/h
  • VMAX 66.30km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Sprzęt Rosynant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na zlot

Środa, 27 czerwca 2018 · dodano: 10.07.2018 | Komentarze 1

Ahoj, przygodo. Jutro zaczyna się XI Ogólnopolski Zlot Miłośników Rowerów Poziomych Ogrodzieniec 2018. No to jedziemy.
Umówiliśmy się z Maćkiem, że pojedziemy jednym ciągiem. Dla mnie to 275 km, dla niego trochę mniej. Pobudka o 2.oo, wyjazd o 3.oo. Nie ma przebacz.


Kto wcześnie wstaje - ten mgły poranne fotografuje:


o 6.oo umówiłem się z Maćkiem w Grójcu. Z Wilgi 60 km. Spóźniłem się 20 min. Spotkaliśmy się przy kościele, pod pomnikiem Piotra Skargi, pod czujnym okiem miejscowych rowerowych specjalistów. Mały odpoczynek i jedzonko i dalej jedziemy razem.


Maciek z właściwym sobie poczuciem humoru wyposażył swój rower w odpowiednie inskrypcje:


W Nowym Mieście nad Pilicą odpoczywamy w specyficznych okolicznościach przyrody.


Od Drzewicy jedziemy we trzech. Dołączyliśmy do Lecha, który tam nocował.


W pobliżu ziemi świętokrzyskiej wpadamy na GreenVelo. I w Sielpi nie możemy się nadziwić ile pieniędzy wydano na most tylko dla rowerów. Wygląda jak młodszy brat warszawskiego Mostu Świętokrzyskiego.


O godzinie 15.oo przekraczam 200 km. Do mety już niedaleko, ale zmęczenie robi swoje, jedziemy coraz wolniej. Tym bardziej, że zaczynają się górki.


W Radoszycach natrafiamy na historyczne ślady  Kościuszkowców.


I o godz. 21.oo meldujemy się w ośrodku Orlik w Kiełkowicach. Jesteśmy pierwszymi uczestnikami zlotu. Rozkładamy namioty, kolacyjka i spać.





  • DST 210.80km
  • Czas 10:32
  • VAVG 20.01km/h
  • VMAX 45.18km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Sprzęt Rosynant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kujawy cd.

Wtorek, 5 czerwca 2018 · dodano: 05.06.2018 | Komentarze 2

Wstałem o 7.oo po 5 godz. snu, całkiem wypoczęty.
7.30 w drogę. Najpierw kawa w pobliskim Orlenie. Paskudna, ale obowiązkowa.
Potem Kutno, Łowicz, Bolimów, Skierniewice, Mszczonów i to jakby już w domu bo trasę Mszczonów - Wilga znam na pamięć. O 21.oo psy skręcają się u moich nóg. Kto je tego nauczył? Zdjęć nie ma, bo prądu dalej nie ma.


  • DST 95.00km
  • Czas 04:30
  • VAVG 21.11km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Sprzęt Rosynant
  • Aktywność Jazda na rowerze

W Kujawy

Poniedziałek, 4 czerwca 2018 · dodano: 05.06.2018 | Komentarze 0

...się dziś zapuszczamy...


  • DST 282.21km
  • Czas 14:24
  • VAVG 19.60km/h
  • VMAX 54.02km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Sprzęt Rosynant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Torunia

Sobota, 2 czerwca 2018 · dodano: 04.06.2018 | Komentarze 5

Bardzo Ważna Impreza Rodzinna i prognoza 50/50. Po krótkim wahaniu - decyzja:  jedziemy Rosynantem.
I druga, żeby pojechać do Torunia non stop. To byłby rekord trasy dobowej. Spróbujemy,  jakby co,  po drodze jest pociąg,  albo namiot i nocleg.
Więc nie ma lekko, pobudka o 2.oo i przed 3.oo w nocy wyjazd. Jedzie się świetnie,  temperatura 15 stopni i na jezdniach,  nawet głównych pusto. Pierwsza setka pęka przed Sochaczewem. Na zegarze kościoła jest 10.oo i dobrze pokazuje.



Kawałek dalej zatrzymuje mnie taki słodki obrazek:



Przyjżyjcie się dokładnie co to takiego?
Jakimi dziwnymi drogami wędruje wyobraźnia niektórych księży....
Za to w Gąbinie wieża kościelna w niepokojąco industrialnym stylu:



I przygotowania do weekendowych obchodów Dni Gąbina. 



Dalej bardzo malownicza droga z Gąbina  do Łącka z 10 km starą ścieżką rowerową,  którą ignoruję z powodu jej jakości i w Soczewce dojeżdżam do Wisły:



Jeszcze drobne 40 km i  Włocławek. Tuż przed, pada druga setka. Jest 16.oo i straszy burzą. Na szczęście "z dużej chmury..." Więc po krótkim odpoczynku na Włocławskich pustych bulwarach, pędzimy dalej.



Dalej niezawodne "Mapy.cz" prowadzą nas bardzo ładną widokową drogą blisko Wisły aż do Nieszawy. Fantastyczny zjazd do miasta i fotka charakterystycznego promu, który właśnie skończył na dziś swą żeglugę tam i z powrotem.



Jest 18.oo i do celu coraz
bliżej.  Mimo narastającego zmęczenia morale załogi wzrasta.
Zwłaszcza po przekroczeniu dystansu 252 km, który był dotąd moim rekordem dobowym.Jest dalej gorąco ale Rosynant pędzi jak na skrzydłach najpierw znaną drogą do Ciechocinka, który przecinamy nie zatrzymując się  nawet:



Później nowym dla mnie skrótem w kierunku Torunia i obowiązkowo ostatnie 20 km drogą 91 do samego miasta.
Do Torunia wjeżdżamy o 21.oo i oczywiście smartfon radośnie odmawia współpracy pozostawiając mnie bez mapy w największej jej potrzebie. Nie ma rady, "koniec języka za przewodnika" i dobrzy ludzie wskazują drogę do upragnionego celu. O 22.oo pukam do drzwi Kochanej Rodzinki, z niezłą radochą na gębie. Zapomniałem spytać Rosynanta o wrażenia,  ale przeżył.... chyba...






  • DST 174.89km
  • Czas 09:11
  • VAVG 19.04km/h
  • VMAX 56.10km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 1443m
  • Sprzęt Rosynant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Ze zlotu, dzien V

Czwartek, 31 sierpnia 2017 · dodano: 17.09.2017 | Komentarze 1

Spieszymy się dziś znowu, bo Asi zależy, żeby być w Warszawie jak najwcześniej. Więc najkrótszą drogą. Wkrótce przekraczamy Radomkę, potem Pilicę.


Potem Warka, to już jakby u siebie.


W Warce mały odpoczynek i lody. Potem to już Góra Kalwaria i obiad. Potem nie wiadomo, kiedy trafiamy na serduszkowy mostek w Wilanowie.


Tak tak, tam w tle to już Pałac Kultury.
Koniec następnej rowerowej przygody.
Buziaki i do następnego...
Dziękuję Asiu za bardzo towarzystwo w tej wycieczce.


Uważam, że zrobiliśmy kawał dobrej, rowerowej roboty. Kto z nami nie był, niech żałuje.



Dla mnie jeszcze tylko kawałek drogi do domu. Krótka wizyta u Rodzinki w Warszawie, potem drobne 60 km i o 1.oo w nocy, czochram kudły mojej kochanej kundlicy zwijającej się w powitalnym tańcu.




PODSUMOWANIE:

10 dni wycieczki, z czego 60,5 godziny, czyli 2,5 doby w siodle,
przejechanych - 1084 km,
Podjazdów sumarycznie 15 817 metrów ( wjechaliśmy prawie dwa razy na Mt Everest i to od poziomu morza :))
16,06 km/godz. - średnia prędkość.
67,5 km/godz. - maksymalna prędkość ( na zjeździe ze Świętego Kopeczka)
Wypitego piwa - wcale nie tak dużo, jakby się wydawało ;)))
Zawartych nowych znajomości - za mało.
Zebranych wspomnień - ładnych parę kilo....







  • DST 124.22km
  • Czas 07:53
  • VAVG 15.76km/h
  • VMAX 58.34km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 2193m
  • Sprzęt Rosynant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Ze zlotu, dzien IV

Środa, 30 sierpnia 2017 · dodano: 17.09.2017 | Komentarze 0

Wczoraj odpoczywaliśmy. Teraz mamy tylko dwa dni czasu do Warszawy, więc dzisiejszy dzień powinniśmy zakończyć w okolicy Radomia. Jedziemy więc, najkrótszą drogą w jego kierunku. Z Buska wyjeżdżamy rano i znowu się spieszymy. Nie ma czasu  na zwiedzanie tego prawdziwego kurortu. Jedna fotka i w drogę..

W Borkowie nagle dowiadujemy się, że tak, jak pan Jourdain mówił prozą nawet o tym nie wiedząc, my jedziemy szlakiem GreenVelo.


Jeszcze mały spacer na zaporę sztucznego zbiornika na Bełniance, gdzie znajdujemy ciekawą dziurę w wodzie:


I kierujemy się drogą wytyczoną przez niezawodne ( do czasu ) "Mapy.cz".
Szybko na horyzoncie pokazuje nam się główne pasmo Gór Świętokrzyskich. Ostatni region, po którym spodziewamy się rowerowo - górskich doznań.


...jedziemy szybko, jeszcze śniadanie po drodze i mogę zrobić serię zdjęć pod wspólnym tytułem: " Makenzen na swojej białej miotle pędzi na Górę Czarownic"
 
 

W końcu dojeżdżamy do Św. Katarzyny ale Górę Czarownic zostawiamy z boku i pędzimy dalej na dół, aż do Bodzentyna.



Krótki odpoczynek, małe drugie śniadanko i dobrze, bo jeszcze nie wiemy, co nas dalej spotka. A dalej nasz elektroniczny przewodnik pokazuje najkrótszą drogę do Wąchocka, który chcemy po drodze koniecznie zobaczyć. Drogę przez las. Ok, tylko dlaczego przydrożna tablica z napisem "Szlak Przygody" nie zapaliła w naszych głowach czerwonego światła?!?
Również drogowskaz "Wykus 9 km" powinien nam dać do myślenia. Ale nie dał.
Następne 15 km to prawdziwa droga przez mękę. Kocie łby w wersji świętokrzyskiej to nieznany mi dotąd standard jakości dróg. Sprężyny w amortyzatorach mojego dzielnego Rosynanta wykonały swój plan pracy na następne 2 lata . Ilość przekleństw zmiętoszonych przeze mnie - również.
Za to Makenzen zadziwiała mnie spokojem i fizyczną formą. Często, po prostu nie mogłem jej dogonić. I tak aż do Wąchocka.


A co jest najlepsze na poprawę humoru po takiej przygodzie?
Oczywiście! - obiad. Taki sobie, ale zadziałał.
Potem jeszcze cel naszej wycieczki. Przyjechaliśmy specjalnie do miasta, w którym sołtys zwija asfalt na noc....
I, myślę, że to powiedzenie zrodziło się w głowie komuś, kto, tak jak my, przejechał drogę Bodzentyn - Wykus - Wąchock.



....czyli alejka sławy Wąchocka prowadząca do SOŁTYSA.



I na końcu selfie z  bohaterem miasta:


W Wąchocku decydujemy o noclegu po prostu w Radomiu i telefonicznie rezerwujemy miejsca w schronisku młodzieżowym.
Teraz już do samego Radomia droga bez przygód. Czas szybko mija na prowadzonych w czasie jazdy pogaduchach.
Schronisko godne polecenia, stosunek ceny do jakości bardzo korzystny. Zdążyliśmy się odświeżyć, przebrać i dotrzeć do wieczornych knajpek przed ich zamknięciem. A więc Radom baj najt.
Lądujemy w "Czarnym Kocie". Piwo i pyszne naleśniki to nasze pożegnanie z wycieczką, bo jutro w Warszawie planujemy skończyć przed wieczorem i na szybko.



To był fajny dzień....









  • DST 102.34km
  • Czas 07:05
  • VAVG 14.45km/h
  • VMAX 64.99km/h
  • Podjazdy 1830m
  • Sprzęt Rosynant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Ze zlotu, dzień III

Wtorek, 29 sierpnia 2017 · dodano: 12.09.2017 | Komentarze 0

Śpimy długo, śniadanko, bankomat. Nie możemy się z tego Krakowa wybrać. Wyjeżdżamy w końcu koło południa. Po wczorajszym należy nam się luźniejszy dzień.



Trochę wspinaczki i kierujemy się bocznymi drogami na północ. Zastanawiamy się po drodze nad celem dzisiejszego dnia.
Chęciny - schronisko młodzieżowe okazuje się nie do osiągnięcia przed nocą. Nie chce nam się. Ostatecznie decydujemy o noclegu w Busku-Zdroju. Booking.com pozwala nam znaleźć i zarezerwować niedrogi nocleg.

Wiemy już gdzie jechać. Przy najbliższej możliwości skręcimy bardziej na wschód.
Na razie obserwujemy koniec gór. Podjazdy znacznie łagodniejsze i zjazdy nie takie szybkie, za to dłuższe. Bardzo przyjemne. I pogoda świetna nadal.



Korygujemy trasę w nawigacji na Mapach.cz i wychodzi, że skręcimy w Racławicach. Po dojechaniu poznajemy, że to "TE" Racławice. Bardzo ładnie urządzone pole bitwy, muzeum, pomnik Głowackiego. Warto tu wpaść.

Bartosz Głowacki bardzo ekspresyjny wobec naszego relaksu ;))


Jedziemy dalej i wcale nasz szlak dziś nie jest taki:


Dziś mamy jazdę naprawdę relaksową. W Działoszycach obiadek, wkrótce krajobraz zmienia się na typowo świętokrzyski.


Drogi dziś wybraliśmy z pomocą map.cz naprawdę komfortowe. Boczne, o bardzo małym ruchu i dobrym asfalcie.
I znowu niespodzianka. Asfalt kończy się nagle i zamienia w polną drogę wspinającą się konkretnie pod górę i wbijającą w leśny wąwóz. Nie ma rady, schodzimy, pchamy rowery pod górę, zastanawiając się, jak daleko. I tak, jak się asfalt skończył, tak nagle widzimy zabudowania i między nimi szybko pomykający samochód. Przygodny lokales, widząc nasze zdziwione miny i to, skąd się wyłaniamy, pyta: - co? cywilizacja znowu? I na pytanie o drogę do Buska, potwierdza wybrany kierunek i ostrzega, że góry nas tam czekają. Nas? Góry? Tutaj? Chyba nie wie do kogo mówi!
A jednak. Wąwozy przebijające leśne i skaliste wzgórza Krajobrazowego Parku Kozubowskiego mocno przypomniały nam górskie, strome drogi, które zostawiliśmy po czeskiej stronie granicy. Nie spodziewaliśmy się już tutaj takich przygód.
Ale jak zwykle - daliśmy radę. I bardzo szybko potem w miarę spokojna "767" doprowadza nas do Buska.
Tu trochę wieczornego błądzenia, (ulicę "12 stycznia"  tydzień temu zmieniono na Parkową ) i lądujemy w przyzwoitym przytulisku.
Swoją drogą, mały konkurs historyczny: - kto wie, co było takiego 12 stycznia, że aż trzeba było nazwę ulicy zmienić?
Ja wiem, ale nie powiem;))

Bardzo miły dzień.










  • DST 155.34km
  • Czas 09:31
  • VAVG 16.32km/h
  • VMAX 60.22km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 3322m
  • Sprzęt Rosynant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Ze zlotu, dzień II

Poniedziałek, 28 sierpnia 2017 · dodano: 12.09.2017 | Komentarze 0

Z Fryczowic wyjeżdżamy wcześnie i bez śniadania. Spieszymy się, bo dziś nie lada plany. Kraków.
We Frydku robimy szybkie zakupy i w drogę.


Kierunek - Cieszyn. Jeszcze po czeskiej stronie żegnamy się z górami. To Beskid Śląsko - Morawski. Przejechaliśmy obok.
Ja przeciąłem go jadąc bardziej od południa, w zeszłym roku.


Wkrótce osiągamy teren przejściowy czesko - polski.


W Żukowie zjadamy śniadanie przed sklepem. Dzielnie towarzyszą nam czeskie koty. Chyba z pięć.
A teraz wyobraźcie sobie ten zjazd do Cieszyna, który zaraz nastąpi....


Granica czesko - polska w Cieszynie zawsze mnie rozczula.
Po prostu przejeżdża/przechodzi się mostem przez Olzę i już!


Nie lubię się tak spieszyć, ale dziś siła wyższa - bardzo chcemy nocować w Krakowie. Spieszymy się tak bardzo, że zapomnieliśmy o piwie Brackim - specjalności cieszyńskiej.
Teraz jedziemy przez Skoczów, Bielsko - Białą, Andrychów, Wadowice. Cały czas drogami głównymi, S52 i S2, żeby nie nadkładać drogi. Koszmar. Tak zatłoczonych dróg nie ma chyba nigdzie w Polsce.
Za Skoczowem, po prawej stronie towarzyszy nam krajobraz Beskidu Śląskiego z dobrze widoczną Czantorią na pierwszym planie.



W Wadowicach mamy wszystkiego dość. Namawiam Asię na wjechanie do miasta na słynne papieskie kremówki. Nie lubi. Ostatecznie jemy w mieście obiad. Morale załogi trochę podniesione, decydujemy, że nie damy się dalej tak terroryzować przez wszechobecne samochody. Wyjeżdżamy z Wadowic na boczną drogę do Skawiny. I ....z deszczu pod rynnę. Droga pusta, ale jak pod górę! A już zaczęliśmy zapominać o wspinaczkach. Oczywiście przestaliśmy narzekać na górze. Dalej droga przepiękna krajobrazowo, w miarę pusta, no i na koniec te zjazdy....
Jeszcze kawałek wojewódzkiej 44 i Skawina. Jesteśmy bardzo zmęczeni,  robi się ciemno, ale to już przedsionek Krakowa. Jeszcze tylko 20 km i zaczynamy nawigować po przedmieściach królewskiego grodu.
Ostatecznie ok. 22.oo docieramy na miejsce.
Znajomi Asi przyjmują nas bardzo po przyjacielsku. Jest kolacja, piwo, partyjka Skrabli, gaduły do 3.oo nad ranem. Paweł, Maćku, bardzo dziękujemy.
To był długi dzień. Ale jaki owocny.  155 kilometrów, 9,5 godziny w siodłach, ponad 3 kilometry podjazdów ( i zjazdów :))
Po prostu rowerowe "niedźwiedzie mięsko"....








  • DST 84.86km
  • Czas 05:18
  • VAVG 16.01km/h
  • VMAX 55.60km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 2374m
  • Sprzęt Rosynant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Na zlot do Czech

Wtorek, 22 sierpnia 2017 · dodano: 02.09.2017 | Komentarze 2

Z przyczyn rodzinnych nie mogłem wystartować odpowiednio wcześnie, żeby zdążyć na pierwszy dzień zlotu, więc nadrabiam trasę pociągiem. Bez problemu, w pociągu pusto - to wtorek rano. Nie ma miejsc dla rowerów, więc Rosynant zaparkował w ostatnim wejściu. Podróż minęła szybko, a dodatkowo niespodzianka. Telefon od Makenzen, że chętnie dolączy do mnie w Katowicach i na zlot pojedziemy razem. Wspaniale. Nie lubię jeździć sam.

W Katowicach spotkanie, krótkie przygotowania i w drogę. Najpierw jedziemy na spotkanie z Dromaderem, który serdecznie zaprasza na kawę. Czeka na nas na trasie i razem jedziemy do niego,


...gdzie przy pysznym cieście, ( dzięki Kasiu ), kawie i rozmowie szybko mija godzinka.


Spieszymy się, bo wystartowaliśmy późno a jesteśmy umówieni na nocleg z kolegami, za Raciborzem.
Przed wieczorem docieramy na kwaterę - agroturystyka w Wojnowicach, gdzie spotykamy się z pięcioma kolegami jadącymi na zlot, tak jak my - rowerami.


Nasza trasa:


I przewyższenia.Ważne, bo jedziemy przez góry: