Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Dziasiek z miasteczka Wilga. Mam przejechane 27402.93 kilometrów w tym 258.80 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.05 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl


Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Dziasiek.bikestats.pl
  • DST 155.34km
  • Czas 09:31
  • VAVG 16.32km/h
  • VMAX 60.22km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 3322m
  • Sprzęt Rosynant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Ze zlotu, dzień II

Poniedziałek, 28 sierpnia 2017 · dodano: 12.09.2017 | Komentarze 0

Z Fryczowic wyjeżdżamy wcześnie i bez śniadania. Spieszymy się, bo dziś nie lada plany. Kraków.
We Frydku robimy szybkie zakupy i w drogę.


Kierunek - Cieszyn. Jeszcze po czeskiej stronie żegnamy się z górami. To Beskid Śląsko - Morawski. Przejechaliśmy obok.
Ja przeciąłem go jadąc bardziej od południa, w zeszłym roku.


Wkrótce osiągamy teren przejściowy czesko - polski.


W Żukowie zjadamy śniadanie przed sklepem. Dzielnie towarzyszą nam czeskie koty. Chyba z pięć.
A teraz wyobraźcie sobie ten zjazd do Cieszyna, który zaraz nastąpi....


Granica czesko - polska w Cieszynie zawsze mnie rozczula.
Po prostu przejeżdża/przechodzi się mostem przez Olzę i już!


Nie lubię się tak spieszyć, ale dziś siła wyższa - bardzo chcemy nocować w Krakowie. Spieszymy się tak bardzo, że zapomnieliśmy o piwie Brackim - specjalności cieszyńskiej.
Teraz jedziemy przez Skoczów, Bielsko - Białą, Andrychów, Wadowice. Cały czas drogami głównymi, S52 i S2, żeby nie nadkładać drogi. Koszmar. Tak zatłoczonych dróg nie ma chyba nigdzie w Polsce.
Za Skoczowem, po prawej stronie towarzyszy nam krajobraz Beskidu Śląskiego z dobrze widoczną Czantorią na pierwszym planie.



W Wadowicach mamy wszystkiego dość. Namawiam Asię na wjechanie do miasta na słynne papieskie kremówki. Nie lubi. Ostatecznie jemy w mieście obiad. Morale załogi trochę podniesione, decydujemy, że nie damy się dalej tak terroryzować przez wszechobecne samochody. Wyjeżdżamy z Wadowic na boczną drogę do Skawiny. I ....z deszczu pod rynnę. Droga pusta, ale jak pod górę! A już zaczęliśmy zapominać o wspinaczkach. Oczywiście przestaliśmy narzekać na górze. Dalej droga przepiękna krajobrazowo, w miarę pusta, no i na koniec te zjazdy....
Jeszcze kawałek wojewódzkiej 44 i Skawina. Jesteśmy bardzo zmęczeni,  robi się ciemno, ale to już przedsionek Krakowa. Jeszcze tylko 20 km i zaczynamy nawigować po przedmieściach królewskiego grodu.
Ostatecznie ok. 22.oo docieramy na miejsce.
Znajomi Asi przyjmują nas bardzo po przyjacielsku. Jest kolacja, piwo, partyjka Skrabli, gaduły do 3.oo nad ranem. Paweł, Maćku, bardzo dziękujemy.
To był długi dzień. Ale jaki owocny.  155 kilometrów, 9,5 godziny w siodłach, ponad 3 kilometry podjazdów ( i zjazdów :))
Po prostu rowerowe "niedźwiedzie mięsko"....









Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!