Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Dziasiek z miasteczka Wilga. Mam przejechane 27402.93 kilometrów w tym 258.80 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.05 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl


Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Dziasiek.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Zagranicą

Dystans całkowity:2289.79 km (w terenie 15.00 km; 0.66%)
Czas w ruchu:151:28
Średnia prędkość:15.12 km/h
Maksymalna prędkość:84.79 km/h
Suma podjazdów:14777 m
Liczba aktywności:34
Średnio na aktywność:67.35 km i 4h 27m
Więcej statystyk
  • DST 135.42km
  • Czas 07:46
  • VAVG 17.44km/h
  • VMAX 52.57km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Sprzęt Rosynant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Majówka, dzień 5 - na pn. wschód

Niedziela, 30 kwietnia 2017 · dodano: 09.05.2017 | Komentarze 0

Dziś Niedziela. Lechu wyjeżdża z gościnnych Aten pierwszy, spieszy się do kościoła w Gibach. My z Piotrem dojeżdżamy do niego po godzinie z hakiem. Dalej jedziemy razem w kierunku litewskiej granicy. Poranek jest chłodny, ale pomaga nam silny zachodni wiatr.


Wkrótce robimy sobie focię na granicy:


Tak. Zgadliście, jedziemy na Litwę!
Tu dramatyczny litewski krajobraz sfotografowany przez Piotra:


Kierujemy się na Łoździeje,  potem na wschód na Sereje i na północ, na Metele. Jedziemy szybko mimo chłodu i ciekawie rozglądamy się po litewskim krajobrazie. Natrafiamy na częsty później widok starych  drewnianych zagród.


W Metelskim Parku Narodowym Lechu próbuje swoich sił na starym litewskim dębie:


Zabieramy Wyrwidęba w dalszą drogę i nad jeziorem trafiamy na nowoczesną wieżę obserwacyjną, która na prawdę robi wrażenie:



Chwilę później podziwiamy z niej widoki kosztem kilkominutowej wspinaczki.
Dalej kierujemy się na północ. Tutaj jedziemy przez piękny litewski krajobraz jeszcze trzej:


Ale wkrótce, zupełnie nagle w tylnym kole Piotra pęka obręcz. Boczna ścianka obręczy przetarta częstym hamowaniem po prostu nie wytrzymuje nacisku mocno napompowanej dętki i rozchodzi się na zewnątrz, na odcinku kilku centymetrów. Naturalnie koło blokuje się o hamulec. Na szczęście na płaskiej drodze, przy małej prędkości. Wypadku nie ma, ale Piotr dalej nie pojedzie. Nikt nie wozi ze sobą zapasowego koła.
Sytuacja jest dość dramatyczna. Z głów nam dymi, tak myślimy, co robić?
Decydujemy poprosić Agę, żeby przyjechała te 100 km z Aten samochodem i zabrała do siebie Piotra z rowerem. To oznacza dla niego koniec wycieczki. Ale nic lepszego nie przychodzi nam do głowy. Ze spuszczonymi głowami żegnamy się z Piotrem zostawiając go na przystanku umówionego z Agnieszką, a sami z Lechem ruszamy w dalszą drogę. Nocleg mamy zaklepany na kempingu w Birksztanach, to jeszcze kawałek drogi.
Jedziemy na skróty lokalną drogą i szybko przekonujemy się co to jest litewska żwirówka.
Po drodze cały czas myślimy i rozmawiamy o Piotrze. Nie wiem komu z nas wpadł ten pomysł, ale wydaje się na tyle dobry, że dzwonimy zaraz do Piotra. Proponujemy, żeby zamiast wracać do Polski, poprosił Agę o podrzucenie do Trok, na miejsce naszego następnego noclegu. Bo gdzie, jak gdzie, ale w Wilnie - 30 km od Trok - takie koło powinien kupić. Dziś niedziela, ale jutro...
I tak się stało. Wieczorem dostaliśmy potwierdzenie, że Piotr jest w Trokach w pensjonacie przemiłej pani Krysi. A następnego dnia rano mąż Agi potwierdził, że szczęśliwie, choć późno w nocy wróciła z nieplanowanej wycieczki na Litwę.
Dzięki Agnieszka, uratowałaś Piotrowi wycieczkę.

My z Lechem, tymczasem dojechaliśmy na nocleg do Birksztan ciesząc się po drodze ze spotkania z Niemnem.









  • DST 24.50km
  • Czas 01:33
  • VAVG 15.81km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Sprzęt Góral - Anglik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Stara Owca, Czarny Lew i Polski Kościół

Wtorek, 28 lutego 2017 · dodano: 01.03.2017 | Komentarze 0

Dziś, planując trasę wycieczki do polskiego kościoła pod wezw. Św. Andrzeja Boboli, zapamiętałem, że mamy dojechać wzdłuż Tamizy do pubu "Old sheep", skręcić na północ i obok następnego "Black Lion", ulicą o tej samej nazwie, i przez park dojechać do celu.
Ale los nam nie sprzyjał.
Najpierw po 3 km - guma!
Wracać piechotą, czy szukać sklepu rowerowego?
Okazało się, że do sklepu 100 metrów.


Po szybkiej naprawie, przez Chiswick, i ścieżką wzdłuż torów, dojeżdżamy do Tamizy. A tu niespodzianka. Takiej niskiej wody się nie spodziewaliśmy zobaczyć.


Pływy na Tamizie to ciągle egzotyczne wydarzenie dla mnie. Taki wyglądają barki osiadłe na dnie przy niskim stanie wody:


A tak po paru godzinach, gdy wracaliśmy tą samą drogą:


Wskazówki trasy okazały się trafne.

... choć ciągle nie wiem, czy ta knajpa, to Pod Starą Owcą, czy Pod Starą Łajbą?

Za to Czarny Lew nie pozostawia wątpliwości:


Po drodze spotkaliśmy ostrzeżenie władz miejskich, całkiem poważne:

 
Chyba w tej Anglii rowery kradną?!!! U nas nie do pomyślenia ;-))

Za to Hammersmith Bridge mają śliczny i do tego Wiosna...



Polski kościół św. Andrzeja Boboli skupia londyńską Polonię wokół spraw wiary i patriotyzmu. Słynie z nowoczesnego wnętrza i nietypowych witraży o tematyce historycznej.





Niestety, nie dane nam było zwiedzić wnętrza. Trafiliśmy akurat na nabożeństwo żałobne, po którym ksiądz wyjechał zamykając kościół.
Pozostaje nam tylko http://bobola.church/pl/.

Wróciliśmy tą samą drogą szybko uciekając przed zaczynającym się właśnie deszczem.
Być w Anglii i nie zmoknąć? Niemożliwe!



Kategoria Zagranicą


  • DST 18.40km
  • Czas 01:06
  • VAVG 16.73km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Sprzęt Góral - Anglik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Richmond

Niedziela, 26 lutego 2017 · dodano: 27.02.2017 | Komentarze 2

Spacer zaczynamy dziś znowu od Gunnesbury Park i dalej jedziemy przez Gunnesbury Cementary.
Na tym bardzo polskim cmentarzu  znajduje się najstarszy pomnik poświęcony ofiarom Katynia. Wzniesiony staraniem tutejszej polonii, już od 1976 roku przypomina o tym tragicznym wydarzeniu.




Tlumaczenie chyba zbyteczne?



A to jeden z wielu nagrobków, które oglądamy z zaciekawieniem...

...Podczas zwiedzania słyszymy od czasu do czasu nad głowami jakieś głośne wrzaski....


Dalej, znowu lewą stroną ulic dzielnicy Kew dojeżdżamy
do Tamizy.


...Tylko 10 stopni ciepła, a na rzece wioślarze, jak by to była wiosna, a nie środek zimy.



Dalej jedziemy w dół rzeki ścieżką pełną niedzielnych spacerowiczów. Nie mogę się nadziwić, że jesteśmy ciągle na terenie Londynu. To chyba jest Londyn trochę inaczej..?



W pewnym momencie przejeżdżamy pod linią samolotów nalatujących na Heathrow, dosłownie jeden za drugim...Tuż nad głowami.
. To jednak jest Londyn!

Tuż przed samym Richmond mijamy przegradzający Tamizę most, który okazuje się jedną z 49 budowli rzecznych utrzymujących na rzece żeglowną głębokość niezależnie od pływów i stanu wody wynikającego z opadów lub suszy. Jednocześnie mają one nie dopuścić do czasowego osuszenia koryta rzeki, co zagrażało by rybom i innym rzecznym żyjątkom.

Przegroda taka składa się z jazu o nastawnych bramach i wielkiej śluzy przytulonej do lewego brzegu.
Richmond Lock and Weir służy od 1894 roku i naprawdę robi wrażenie.

Ciekawostką jest to, że za przejście po moście na drugą stronę rzeki,  do St. Margarets, pobierano kiedyś opłatę - 1 pensa.

Teraz jeszcze kilka minut mniej dzikiej ścieżki i wjeżdżamy do Richmond. To małe urocze miasteczko, które jest formalnie dzielnicą wielkiego Londynu.
Mijamy pełen niedzielnych gości pub "Biały Krzyż" i na małym zabytkowym ryneczku, znajdujemy targową imprezę z ciepłymi hot-dogami i pyszną kawą serwowaną prosto z małego vana przez sympatycznego Węgra. 



Richmond to piękne miasteczko.  Odwiedzajcie!

Powrót do domu zaczyna się od niespodzianki!
Pół godziny odpoczynku w Richmond wystarczyło, żeby rzeka wezbrana przypływem, zalała nam drogę powrotną.
Tak wygląda brzeg zaraz po naszym przyjeździe:


...A tak, gdy chcieliśmy odjechać chodnikiem tuż nad wodą:


Musieliśmy ominąć zalaną ścieżkę i potem wyżej już położoną jej częścią, bez przeszkód wróciliśmy do Kew i dalej do Ealing.
Okazuje się, że w Anglii przypływy i odpływy morza działają nawet na rowerzystów :-)))






Kategoria Zagranicą


  • DST 9.60km
  • Czas 00:34
  • VAVG 16.94km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Sprzęt Góral - Anglik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Gunnesbury Park

Sobota, 25 lutego 2017 · dodano: 25.02.2017 | Komentarze 4

Dobre Wróżki skierowały moje drogi do Królestwa Albionu. Zwiedzanie Londynu oczywiście nie byłoby ważne bez roweru. Wybacz dzielny Rosynancie, moją małą zdradę.


Po Bardzo Ważnych Muzeach, gdzie w jednym z nich znajduję ślad, że NASI są wszędzie!
 

...pora na krótki spacer do jednego z wielu w Londynie parków.
Gunnesbury Park położony jest blisko "polskiej" dzielnicy - Ealing. Jego przestrzeń zdumiewa i zachwyca. Mogę tylko zazdrościć mojej milej przewodniczce wspaniałego miejsca do czynnego odpoczynku.


Jazda lewą stroną jest ciągle ekscytująca,  ale mniej niebezpieczna, niż się wydaje.
Myślę, że to za sprawą angielskich kierowców jeżdżących bardzo spokojnie i z szacunkiem dla rowerzystów, jakiego u nas nie uświadczysz..


W sąsiedztwie parku spotykamy zabytkowe budynki: Gotycką Wieżę zbudowaną pod koniec XIX wieku,


...Oraz bramę, nad którą przebiega jedna  z ważnych autostrad. Obrazek bardzo charakterystyczny dla Londynu:  -"nowe" zaraz obok "starego".


Krótki, ale bardzo sympatyczny spacer kończymy postanowieniem, że chcemy więcej...

Kategoria Zagranicą