Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Dziasiek z miasteczka Wilga. Mam przejechane 27402.93 kilometrów w tym 258.80 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.05 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl


Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Dziasiek.bikestats.pl
  • DST 122.30km
  • Czas 05:19
  • VAVG 23.00km/h
  • VMAX 59.80km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Sprzęt Rosynant
  • Aktywność Jazda na rowerze

A miało być tak pięknie...

Wtorek, 21 lipca 2015 · dodano: 21.07.2015 | Komentarze 2

Wybrałem się na kolejny wypad do Warszawy, na spotkanie z dawno niewidzianymi przyjaciółmi i na spotkanie z klientami. Do Warszawy jechało się świetnie, 52 km ze średnią 25 km/h. Jazda po mieście już gorzej, nieustannie denerwuje mnie konieczność szukania ścieżek rowerowych, które zaczynają się i kończą zawsze nie wiadomo gdzie. Najchętniej jechałbym stale po jezdni, ale muszę unikać zdziwienia pana policjanta, gdy zaraz obok pokaże się mały fragment czegoś trochę tylko lepszego od carskiej dróżki, ale za to oznakowanego niebieskim krążkiem z narysowanym rowerkiem. I ciągle te światła na skrzyżowaniach. I Ci nieprzytomni piesi, którzy nie odróżniają chodnika od ddr. Srednia spada natychmiast do 22. 
Wizyta u Kochanych Przyjaciól bardzo. Sprawy służbowe załatwione, w drodze powrotnej chcę zahaczyć o Tabor. Tam pracuje poziomy kolega, z którym już dawno się umawiałem. Oczywiście nie mam mapy, a chcę ominąć ruchliwą 50 -tkę. Więc odpalam nawigację, wklepuję rowerek zamiast samochodu... i to był błąd, który mnie dużo kosztuje.
Początkowo wszystko ok. - prom na Wiśle w Gassach, Karczew, Janów i Brzezinka ładną asfaltową drogą i naraz nawigacja upiera się na drogę polną. Początkowo wygodna i szeroka powoli kieruje się w szczere pole i potem z każdą chwilą staje się coraz gorsza...Aż w końcu nie da się jechać.

Dalej jeszcze gorzej:
 
....Trzeba rower przenosić przez przeszkody. Sprawdzam na smartfonie dalszą drogę. 2.2 km takiej samej. Piechotą to ok. 0,5 godz, więc idę, a właściwie brnę przez BAGNO. Dobrze, że to po czym idę wygląda na jakąś groblę.
No i już po ok. 1 godz. przedzierania się przez las i przepychania roweru przez kałuże i kolejne przeszkody docieram do przejścia przez drogę "50" w miejscowości Tabor. Po drugiej stronie już cywilizacja. Stacja benzynowa i kolega, który przyjechał do pracy świetnym trójkołowcem ze wspomaganiem elektrycznym. Oczywiście własnej konstrukcji.
Dalej znowu bardzo miło minęła godzinka na gadułach o naszych rumakach.
Potem jeszcze na deser paskudna wywrotka w drodze do domu na szutrowym fragmencie drogi. Rosynant nie lubi żdnej sypkiej nawierzchni, a ja czasem o tym zapominam. Teraz leczymy otarcia kolan i  lydki.
Kategoria Wypad pow.100



Komentarze
Dziasiek
| 20:30 wtorek, 28 lipca 2015 | linkuj Tak, tak. Od tej przygody: nawigacja - nie!, Mapa - tak! A ranki też mają swoje dobre strony. Odkryłem rewelacyjny i naturalny środek na gojenie.
nahtah
| 19:40 piątek, 24 lipca 2015 | linkuj To Ci się trafiła przygoda, mapy papierowe dobrze mieć, nie kłamią;) I życzę szybkiego wykurowania ran po glebie.;)))
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!